Przystań Wiki
Advertisement

Historia[]

W październiku 2077 roku, na cały świat spadły bomby. Ci którzy mieli farta, uciekli pod ziemię, lub byli dość daleko od stref rażenia i promieniowania. Moje życie i historię zawdzięczam głównie stryjowi, który namówił mego ojca na pielgrzymkę na Jasną Górę. On, podobnie jak kilkuset żołnierzy z naszego dawnego kraju, ruszył by oddać cześć Bogu i modlić się o lepsze jutro dla nas wszystkich. Z nimi było ok. 100 cywili z okolicy nie licząc zakonników. W pewnym momencie, podczas mszy było słychać syreny przeciwlotnicze, to oznaczało tylko jedno, że bomby będą spadać. Zakonnicy zaprowadzili ich do katakumb pod Górą, były ogromne i bardzo głęboko pod ziemią. Wcześniej zamknęli cały klasztor, wszystko co się dało, poza głównymi wrotami. Wielki opat im zabronił z tego względu że klasztor to dom Pana i jego dzieci, wrota były grube, a jak się okazało przy zamykaniu, miały aż 20 cm warstwę metalu. Cała ich kompania musiała je pchać, kiedy fala uderzeniowa waliła prosto na klasztor, wielki opat wyskoczył ze swym pastorałem, by popędzić cywilów, nie wszystkim się udało, jemu też. Gdy zamknęli wrota, przez ułamek sekundy słyszeli krzyki ludzi, a chwilę po tym kompletną ciszę. Kilka miesięcy później, kiedy mierniki Geigera były w miarę stabilne, otworzono klasztor. To co zobaczyli było przerażające, gromady ciał zwęglone, wyglądały tak, jak to mawiał mój ojciec, ciała ludzi z pompejów. Pierwsi wyszli kapelani z paroma żołnierzami, reszta została w katakumbach. Zobaczyli niesamowity widok, na wzgórzu od wschodniej strony, zobaczyli ciało Wielkiego opata, który w swych zwęglonych dłoniach trzymał swój pastorał. Niesamowite było to, że tylko górny czubek pastorału się ułamał pod skosem, sam był niemal nienaruszony. Kapelani i zakonnicy uważali to za cud, tak więc pochowali ciała cywilów, a ciało opata Zygmunta, bo tak miał na imię z tego co pamiętam, zakryli jego togami. Uważali że to cud boży że przeżyli, tak więc narodził się Zakon Ułamanego Krzyża Opatrzności Bożej z domu Jasnogórskiego. Najstarszy zakonnik został wybrany na Wielkiego Przeora, który miał za zadanie dbać o klasztor i jego mieszkańców, mój stryjek, Teodor, stanął na czele żołnierzy. Każdy musiał się nauczyć podstaw łaciny, modlitw, oraz walki każdą bronią, bo wiedzieli że amunicja nie będzie za każdym zakrętem. 15 lat później, w czerwcu 2092 r. urodziłem się Ja, ojciec nazwał mnie Gabriel, jak archanioł Gabriel, który miał zesłać karę na wrogów Pana Boga, matka zmarła podczas porodu. Ojciec starał się mnie wychować najlepiej jak tylko mógł, moi przybrani wujkowie i ciocie się mną zajmowali gdy byłem jeszcze dzieckiem. Kiedy miałem 16 lat, byłem gotowy na walki treningowe, w zwykłym pancerzu i młotem, walczyłem z okaleczonymi bestiami które za bardzo się zbliżyły do klasztoru, a dzięki wypadom starszych żołnierzy, udało się zyskiwać niesamowite technologie jak: hydroponika, zaawansowany sprzęt muzyczny, mini fabryczki amunicji... Części udało się nawet do dawnej Warszawy dostać, wrócili z wozami obładowanymi racjami i całą resztą przydatnych rzeczy. Wtedy, roku 2117 doszły do nas słuchy od jednej z karawan, że na pomorzu jednoczą się ludzie, w miarę normalni ludzie, moje szkolenie na Kapelana dobiegało końca i Rada wysyła mnie samego, by sprawdzić co tam się dzieje, a jak są przyjaźni, to rozgłaszać imię Pana jak tylko się da. Piszę te słowa, bo nie wiem czy wrócę kiedyś do swego sanktuarium, swego domu, a nie chcę być zapomniany...

Advertisement